Witajcie po latach. Jeszcze do końca nie wiem, czy wróciłam do pisania, ale wrzucam małą zajawkę w uniwersum Disco Elysium.
Dystrykt huczał od plotek. Rzadko kiedy coś wywoływało
poruszenie w obszarze, w którym przemoc i bieda były na porządku dziennym.
Kim od czterech godzin siedział w hotelu i już nawet nie
zerkał na okno, by sprawdzić, czy jego partner właśnie nie nadchodzi. Umościł
się bokiem do drzwi w całkiem wygodnym fotelu, który Garte mu przepchnął ze
składziku.
− Od dziesięciu minut nie przewrócił pan strony – usłyszał
nad sobą.
Uniósł głowę i napotkał delikatny uśmiech długowłosego mężczyzny.
Zamknął akta, których fragmenty znał już na pamięć.
− Tak, zamyśliłem się nad pracą – wstał i wyciągnął rękę. –
Poprzednio nie mieliśmy okazji wymienić się nazwiskami. Kim Kitsuragi.
− Aster – podał dłoń delikatną jak aksamit.
Porucznik potrząsnął nią, a potem w ciszy wpatrywał mu się w oczy,
jakby coś analizując. Aster lekko przechylił głowę i położył dłoń na biodrze.
− A niech to – Kim szybko skończył swoje rozważania. – Pokój numer
dwa, przyjdź za dziesięć minut.
Harry zapalił światło w pokoju numer 1. Od razu udał się do
łazienki i nacisnął na klamkę w drzwiach łączących jedynkę i dwójkę.
Wypuścił powietrze z ulgą, gdy te ustąpiły.
Słyszy oddech. Uspokojony, zamknął przejście.
Na balustradzie tarasu czekał na niego przycupnięty stwór z
groteskowym, nieprzyjemnym uśmiechem i wygiętym alogicznie ciałem. Różowa skóra
połyskiwała niczym blizny w słabym świetle latarni. Z jednej dłoni do drugiej
przesypywał powoli srebrny proszek.
Nie minęła sekunda i mężczyzna dopadł na klęczkach do barierki i
nastawił język, dysząc łapczywie. Stwór zaniósł się śmiechem.
– Tyle lat razem, a ciebie wciąż
tak łatwo oszukać! – chrypnął z zadowoleniem. Proszek przekształcił
się w kieszonkowy zegarek.
Harry podniósł się z kolan i wzruszył ramionami.
– No, no. Nie graj niedostępnego.
Szybka faza na dobry sen i widzimy się jutro! Powiedzcie mu, no powiedzcie!
– Kokaina działa intensywnie około piętnastu minut. O pierwszej już
będziesz spał.
– Bez koszmarów.
Detektyw machnął ręką, jakby odganiał komary. Stwór porozumiewawczo
puknął w zegarek, a potem zniknął. Stał przez chwilę bez ruchu, wpatrując się w
miasto. Powoli wyciągnął z kieszeni pudełko po konserwie i odwrócił się plecami
do wiatru. Wciągnął dwie kreski.
Faza faktycznie trwała krótko i po chwili leżał w łóżku, a narkotyk
powoli opuszczał jego ciało. Doskonale wiedział, że będzie miał koszmary. Ze zrezygnowaniem
zamknął oczy i osunął się w objęcia snu.
x X x
cdn.
No cześć! Jak tam idzie pisanie, bo widzę, że stanęło w miejscu ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda. Bo już ponad rok, a rok to tylko 365 dni.
Pozdrowionka :D
Czekam aż się rozwinie.