sobota, 28 września 2013

Gajeel x Levy (part 2)


Obudziła ją przyciszona rozmowa. Uchyliła powieki i dyskretnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Wcześniej nie zdążyła się mu przyjrzeć, więc ze zdziwieniem zauważyła, że nie znajduje się w pokoju.

Leżała na wygodnym, choć niezbyt miękkim sienniku, który został ułożony bezpośrednio na twardym podłożu. I to nie była podłoga, ale czysta, ociosana skała!

Znajdowała się w jaskini, jednak była to dość niespotykana grota – do jej umeblowania zaliczał się niewysoki stół, ogromne, wypchane sianem poduchy, lampy zawieszone na ścianach, miniaturowa kuchenka oraz niewielki regalik z książkami. Usiadła, żeby dojrzeć kto rozmawia przy „drzwiach”, czyli przeciągniętą pomiędzy ścianami grubą płachtą.

Zdołała dojrzeć tylko zarys dwóch postaci, z których jedna po chwili wycofała się do środka, niosąc jakieś pakunki. Tą osobą okazał się być jej ciemnowłosy towarzysz. Wyszczerzył do niej zęby.

– Dobrze, że już wstałaś. Nie mam wyczucia w budzeniu ludzi.

Uśmiechnęła się do niego, starając się nie wyobrażać jakie to metody pobudki może na niej zastosować w najbliższych dniach.

– Dzień dobry. Ale niesamowicie oddycha się górskim powietrzem!

– A ty się tak opierałaś przed wyjazdem tutaj. Dzisiaj zobaczymy czy potrafisz porzucić postawę słabeusza, który nawet chorobie pozwala sobą zawładnąć.

– No wiesz co?! – naburmuszyła się Levy, ale natychmiast zapomniała o gniewie, gdy zobaczyła co Smoczy Zabójca wyjmuje z pakunków. Na widok świeżego chleba i apetycznie pachnących serów żołądek gwałtownie przypomniał jej kiedy to spożywała ostatnio posiłek.

– Smakowicie wygląda. Skąd wziąłeś takie pyszności?

– Mam swoje kontakty – posłał jej tajemniczy uśmiech i podał drewnianą miskę. Ich dłonie na chwilę zetknęły się, a niebieskowłosa szybko spuściła wzrok. Rozpoczęli posiłek.

Levy zachwyciła się jasnym serem o wyrazistym, intensywnym smaku i zerkała co chwilę na Gajeela, który całkowicie obojętnie pochłaniał mięso z bułką. Nie zauważyła tego wcześniej, ale ciemnowłosy zdawał się nie zwracać uwagi na to co je i w jakich ilościach.

– Więcej nie możesz zjeść.

Zaskoczona dziewczyna podniosła wzrok znad niedokończonego posiłku.

– Co proszę?

– Jeśli będziesz zbyt najedzona, rozleniwisz się.

– I ty to mówisz?! – obruszyła się Levy. – Gajeel, to ma być trening mojego ducha, a nie obóz odchudzający!

Mężczyzna zignorował jej uniesienie i odpowiedział spokojnie, nie podnosząc wzroku znad miski.

– Po pierwsze, mylisz mnie z Salamandrem. Nigdy nie uważałem, że jedzenie w wielkich ilościach wzmacnia duszę.

– A żelazo?

– Żelazo to nie jedzenie.

Dziewczyna już miała wstać i mu nawrzucać, gdy on podniósł na nią swoje ciemne oczy, które natychmiast usadziły ją na miejscu. W jego spojrzeniu czaił się uśpiony chaos.

– Po drugie, obóz odchudzający nie jest ci potrzebny – na te słowa Levy spłonęła rumieńcem. – I wreszcie: to ja ustalam zasady treningu. Słabeusze nie mają nic do gadania.

Tak więc Levy nie tknęła ni okruszka do końca posiłku. Wpatrywała się w Gajeela, który wolno kończył kanapkę. Skąd w nim nagle tyle spokoju, zastanawiała się. Czyżby był inny, niż podczas wspólnie spędzonych chwil na wyspie Tenrō? Jednak natychmiast przypomniała sobie jego spojrzenie. Nie, jego oczy mówiły, że ciągle jest tym samym Gajeelem.

Właściwie w każdym wspomnieniu, które z nim przeżyła nie pamiętała nic z jego wyglądu prócz tych ciemnych ostój niepokoju, chaosu kryjących się w jego oczach. Co prawda wiedziała, że ma długie, czarne włosy, stosunkowo jasną cerę, musiał też być wysoki... przynajmniej w stosunku do jej raczej mizernego wzrostu. Właściwie jakie on ma usta?

Levy uniosła głowę i... Gajeel stał i wpatrywał się z nią. Zarumieniła się zaskoczona.

– Idziemy. – zakomenderował i ruszył w stronę wyjścia z groty. Drobna dziewczyna szybko wstała i podążyła za nim.

Gdy wyszli z ich „mieszkania”, oślepiło ich białe światło dnia. Levy zamrugała i rozejrzała się wokół siebie. Musiało być stosunkowo wcześnie, gdyż w dolinie, która rozciągała się przed nimi wisiała gęsta, biała mgła. Zauważyła, że nie znajdowali się w górach. To były raczej sporej wielkości pagórki, które ciągnęły się tak daleko, aż nie zniknęły wśród ogromnych chmur.

– Gdzie my jesteśmy? Nie przypominam sobie, żeby w okolicy naszego miasta znajdowało się coś takiego.

Ciemnowłosy zbył ją machnięciem dłoni i skinął, by ruszyła za nim. Szli po skalistej drodze i dziewczyna zorientowała się, że zaczęli okrążać pagórek na którym się znajdowali. Ciemnowłosy nie oglądał się na nią, więc mogła się rozluźnić i rozkoszować wędrówką. Zaczęła podśpiewywać i wpatrywać się w malowniczy krajobraz. Rozległe szczyty i ogromna przestrzeń sprawiły, że szybko zapomniała o męczącej ją niedawno chorobie i, z rzadka pociągając nosem, cieszyła się uczuciem wolności.

Po półgodzinie skręcili w drogę prowadzącą ku szczytowi pagórka i rozpoczęła się mozolna wędrówka po trawiastych zboczach.

Stanęli w samym centrum tej niewielkiej góry. Levy, mimo zmęczenia, nie mogła oderwać wzroku od bajkowego widoku jakim była dzika dolina i mieszcząca się w niej mała wioska, okalana rozległymi lasami.

Nagle poczuła ciężkie dłonie na swoich ramionach. Drgnęła zaskoczona. Obróciła głowę, ale natychmiast powróciła do trzymania jej prosto. Twarz Gajeela była tuż obok, a jego włosy łaskotały ją w kark.

– Wpatrz się dokładnie w okolicę – usłyszała jego szorstki pomruk. – Te niekończące się wzgórza to cały twój świat. Mgła przenika przez wszelką materię. Jest w lasach, potokach, nawet w białym słońcu. Jest też i w tobie. Usiądź, zamknij oczy i poczuj ją.

Nie myśląc, Levy spełniła jego polecenie. Czuła jakby rzucono na nią urok, jakby opętano jej umysł. Wypełniło ją poczucie ogromu. Ta niesamowita atmosfera przeniknęła w głąb jej ciała, zarażając wielowiekowym spokojem i poczuciem wiecznego trwania. Wszystko, co ją otaczało żyło powoli życiem wiecznym. Drzewo należało do lasu, a las nie mógł zginąć. Podmuch wiatru był oddechem góry, a góra nie mogła przestać istnieć. Wdychała powoli te wszystkie bodźce wraz ze świeżym powietrzem, które zdawało się być przesiąknięte myślami stworzeń i roślin tu żyjących.

Poczuła potrząsanie. Jej umysł powoli wyszedł z transu. Otworzyła oczy. Okazało się, że siedzi w objęciach Gajeela, a słońce jest już wysoko na niebie.

– Naprawdę tak długo tutaj siedzimy...? – odezwała się zachrypniętym głosem.

Odkaszlnęła.

– Jak ci się podobało?

Wróciła myślami do tamtego odczucia. Natychmiast się rozbudziła.

– To było niesamowite! Jak to zrobiłeś, że mogłam wejść w tak głęboki stan medytacji?

Czuła, że siedzący za nią ogromny mężczyzna kręci głową.

– Ty sama się w niego wprowadziłaś. Ja tylko zaprowadziłem cię w miejsce... – zastanowił się chwilę – w którym inaczej płynie energia. I naprowadziłem twoje myśli w jej kierunku.

– Jak to: inaczej płynie energia?

Gajeel nie odpowiedział od razu. W końcu ujął jej rękę i dotknął piersi.

– To się tutaj czuje. Tutaj i na całym ciele. Na szczycie tej góry energia jest bardziej intensywna. Można łatwiej ją wyczuć.

Zabrał dłoń, wstał i chwycił ją za ramiona. Nim Levy zdążyła zaprotestować, została uniesiona ku górze i znalazła się w objęciach ciemnowłosego.

– Co robisz? – zapytała cicho.

– Wiem jak to jest przesiedzieć tutaj kilka godzin. Póki co, nie jesteś w stanie iść samodzielnie.

Jakby na potwierdzenie jego słów Levy poczuła jak legiony mrówek przemierza jej nogi i tylne części ciała. Miał rację: była cała odrętwiała.

Odwrócił się i silny, zachodni wiatr uderzył w ich twarze. Gajeel ruszył w dół góry. Niebieskowłosa nie odzywała się przez całą drogę powrotną. Uczucie, którego doświadczyła na szczycie wciąż było świeże, ale ona nie rozpamiętywała go. Teraz czuła tylko ciepło, które biło od ciała, które ją niosło i jej umysł wypełniała jedna myśl, a raczej świadomość czegoś: Gajeel osłaniał ją od wiatru przez cały czas jej medytacji.

Zdała sobie sprawę, że to pierwsze wspomnienie, w którym nie pamięta jego oczu. Silne ramiona, twardy tors, łaskoczące włosy, ciepły oddech na karku. I jego głos. Cichy, głęboki niczym oddech góry. Zamknęła oczy i oparła głowę o jego tors.


x X x

Gdy wrócili, Gajeel nie pozwolił jej zasnąć chociaż dopadło ją zmęczenie i na nowo rozpaliła gorączka. Zniknął gdzieś jego spokój i opiekuńczość. Kazał jej dokładnie opisać, co czuła na górze i co o tym sądzi.

Półżywa odpowiadała na jego niekończące się pytania, a on w miarę trwania rozmowy zdawał się być coraz bardziej drażliwy i nieprzyjemny.

– To może chociaż porównasz to z jakąś książką, którą przeczytałaś? Co, dziewczyno? Mówię do ciebie.

Potrząsnął nią, by nie odpływała w objęcia Morfeusza. Levy nie miała siły odpowiadać. Otworzyła oczy i spojrzała na niego zamglonym spojrzeniem. Ten odpowiedział jej pełnym wściekłości grymasem i gwałtownie chwycił ją i postawił na dwie nogi.

– Posprzątaj tu, kobieto. Może chociaż to polecenie dobrze zinterpretujesz. Jak wrócę, ma być tu czysto, a ty nie waż mi się zasnąć póki nie skończysz roboty.

W trzech krokach dotarł do wyjścia. Przytrzymał płachtę.

– Nie dość, że nie zrozumiałaś nic z tego, co się działo na górze, to nawet twoje książki nie były w stanie ci pomóc, by zrozumieć co przeżyłaś. Wiedza, którą posiadasz jest bezużyteczna.

I wyszedł. Levy nienawistnie spoglądała na płachtę, niezdolna się ruszyć.

– Ten gnój... – syknęła i wściekle omiotła wzrokiem pomieszczenie. Jej spojrzenie zatrzymało się na półce z książkami. Po chwili zastanowienia zdecydowała się podejść do niej. Pierwsza książka, którą wyjęła była romansem. Gniew Levy natychmiast wyparował.

– On czyta? I do tego czyta romansidła?

Z rosnącym zdziwieniem przejrzała resztę pozycji. Wszystkie było powieściami miłosnymi. I do tego napisane w starym stylu. Czyżby tylko takie pozycje były dla niego wartościowe? Pokręciła z niedowierzaniem głową. Jakby tego było mało, książki były w dobrym stanie, nie zakurzone, ani nie zniszczone. Ten mężczyzna chyba nigdy nie przestanie jej zadziwiać.

Odwróciła się od półki i zabrała się do sprzątania. Wiedziała, że nie powinna się tak łatwo poddawać jego woli, ale czuła, że tym razem nie należało się spierać. Zaciekawienie skutecznie zwalczyło senność, więc mogła bez przeszkód wypełnić obowiązki... kury domowej. W momencie, gdy o tym pomyślała jednocześnie przyszło jej do głowy „żony”. Złapała się za piekącą twarz. Nagle zrobiło się jej duszno.

– Muszę przestać wyobrażać sobie takie rzeczy! – jęknęła i pogrążyła się w sprzątaniu, by odegnać niechciane myśli.

 
x X x
cdn.